Ramsey Campbell - Najciemniejsza część lasu

Wstyd się przyznać, ale wcześniej nie czytałem nic Campbella. A zważywszy na jego znaczny dorobek i zasługi dla szeroko rozumianej grozy literackiej, to nawet nie mam argumentu, by się tłumaczyć. Więc samodzielnie karcę się w myślach.
Jednak lektura Najciemniejszej strony lasu - wydanej niedawno nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego - trochę mnie zawiodła. Czemu? Być może spodziewałem się czegoś zupełnie innego, czegoś w stylu Artura Machena po człowieku, który ponoć uczył się warsztatu na prozie lovecraftowskiej?
Moim skromnym zdaniem książka jest nudna, przegadana, zbyt mocno psychologiczna, zbyt drobiazgowo roztrząsająca relacje pewnej rodziny. Za mało tu akcji, za mało grozy, na zbyt małej ilości stron odnaleźć można coś, co przysporzy nas o szybsze bicie serca. Takie momenty - owszem - są, ale jest ich jak na lekarstwo. Zaczyna się świetnie, wyprawą do lasu po zbiegłych pacjentów szpitala psychiatrycznego, skupionych woków tajemniczego kręgu...Potem napięcie opada i cały czas czekamy, aż coś się wydarzy, a jednak nic się nie dzieje. A przynajmniej dzieje się bardzo niewiele.
Odnajduję w tej powieści dalekie echa wyśmienitego (choć bardziej baśniowego) "Lavondyss" R. Holdstocka lub (znacznie bliższe konotacje) z "Zielonego człowieka" Kingsleya Amisa (też bardzo dobra powieść).
"Najciemniejsza część lasu" to nie jest zła książka, jednak nie jest to książka dla każdego.

Komentarze