Dziedzictwo Manitou - antologia

Znaczenia Grahama Mastertona dla horroru nie sposób nie docenić. Tak samo, jak nie sposób nie zauważyć niezwykłej popularności tego autora w naszym kraju. Nic więc dziwnego, że projekt taki, jak wydana przez Wydawnictwo Replika antologia Dziedzictwo Manitou powstał. 
W pewnym stopniu powstał, bo musiał, będąc katalizatorem fascynacji wielu pisarzy grozy właśnie dorobkiem Brytyjczyka. Swoją drogą, popularność tę można wytłumaczyć dość łatwo. Pomijam, ze Masterton jest w czołówce pisarzy grozy i - oprócz kilku wpadek - trzyma naprawdę wysoki poziom, będąc jednocześnie jednym z najważniejszych autorów gatunku na świecie, a na pewno w Europie. Jednak taki poklask, jaki ma jego twórczość nad Wisłą może być spowodowana faktem, że praktycznie jaki pierwszy pisarz grozy był szerzej publikowany w naszym kraju. A jego książki są wznawiane, wznawiane, wznawiane... To wydawniczy pewniak, który zawsze się sprzeda. Ale czy to źle? Dzięki tej dostępności na rynku coraz więcej piszących grozę przyznaje, że w jakiś sposób Masterton ich zainspirował, natchnął, zafascynował, zmotywował...
Antologia Dziedzictwo Manitou to czternastu autorów grozy, z których każdy przyznaje się  - mniej lub bardziej - do rozpoczęcia przygody z horrorem właśnie przez Mastertona. 
Ale opowiadania przez nich pisane to nie jest ślepe kalkowanie stylu i pomysłów. To swoisty rodzaj hołdu, ale bardziej jak uczniów wobec nauczyciela. Autorzy nie próbują pisać, jak GM, nie próbują oddać perfekcyjnie niuansów jego twórczości . To bardziej ukłon w kierunku pierwszego nauczyciela, który dał motywację, natchnął wiarą, że można i że się chce. To takie: "zobacz, gdzie doszedłem. To pośrednio dzięki tobie". I taką formę antologii dedykowanej jestem w stanie przyjąć, taką jestem w stanie się zachwycić. Bo tylko taka forma ma szansę dać oryginalność i powiew świeżości. 
Nie wszystkie opowiadania trzymają ten sam poziom. Ale zawsze tak jest w antologiach, więc to tak naprawdę nie jest wada. Jedne rzeczy do mnie trafiły, inne czytałem z sentymentu, bo - choć mało odkrywcze - to jednak poruszały dawno zapomniane nuty i fascynacje. Bo ja też - jak autorzy - zaczytywałem się za młodych lat w Mastertonie i dlatego antologia ta jest mi bliska. 

Zaczyna się opowiadaniem Teufelschwanx Jacka Rostockiego. Poprawne technicznie, jednak fabularnie mocno trywialne. Osobiście mierzi mnie eksploatowany do niemożliwości obraz polskiego kibola. Tutaj okraszenie motywu starożytnym demonem i przewrotnym zakończeniem nie pomogło. 
Kolejna historia - Godzina wołu Pawła Waśkiewicza to przykład prozy subtelnej, spokojnej, gdzie napięcie narasta, a obecność duchów jest aż nadto oczywista. Jest mi po drodze z twórczością Waśkiewicza i szkoda, że pisze on tak rzadko. Tym opowiadaniem potwierdził swój warsztat.
Drapiąc psy Krzysztofa Maciejewskiego to  coś, co mogło wyjść tylko spod jego pióra. Charakterystyczna dla Krzyśka, oniryczna, nastrojowa, ale okraszona znaczną dawką nawiązań do Boskiej komedii Dantego. Historia, której nie sposób przypisać do kogokolwiek innego. Maciejewski naznaczył ją swoim niepowtarzalnym stylem, który zapewnił mu nagrodę im. Grabińskiego zarówno Kapituły, jak i Publiczności...
Piotr Mirski w Za kurtyną daje upust brutalności i makabrze, która niejednokrotnie jest kluczowym elementem twórczości samego Mastertona. Jednak czego mi tu brakuje ( i jest to częsty problem z brutalnymi odmianami grozy) to dobrego, intrygującego konceptu fabuły. Jest krew, jest przemoc, jest makabra i koszmar. Ale one są tu dla nich samych, nie wynikają z fabuły, bo ta jest szczątkowa, brakuje jej głębi. Szkoda, bo makabra często pomaga w nakreśleniu dobrej historii. Pokazał to i Masterton i choćby Everson czy Lee. Jednak nie może być celem samym w sobie.
Zakładnicy fikcji Kazka Kyrcza Jr. to kolejna historia, doskonale identyfikująca swoim stylem autora. Nie brak tu gorzkiej ironii i przewrotności, jaka mocno akcentowana jest praktycznie w każdym tekście Kazka (a już najmocniej manifestuje się w jego samodzielnym powieściowym debiucie Podwójna pętla). Niezła historia o tym, jak niebezpieczne może być życie pisarza.
Dobrze oddają klimat mastertonowskich opowieści dwie kolejne historie: Czarny lęk pada Jacka Piekiełko oraz Tak blisko, nieważne, jak daleko Roba Kaymana. Obaj zbliżyli się mocno do stylu Brytyjczyka, a u tego drugiego na szczególną uwagę zasługuje fatalistyczne zakończenie, sugerujące, ze nie każda historia musi kończyć się szczęśliwie.
Pośpiech jest dobrym doradcą Michała Stonawskiego to kolejny powód do pytania, czemu ten autor nie weźmie się w końcu za powieść? Zgrabnie napisana historia o tym, że odpowiadamy za każdy swój czyn i dostajemy za niego adekwatna - złą lub dobrą  - gratyfikację. Dobrze się czyta i żal, że tak szybko kończy. 
Lidka Aleksandry Zielińskiej to majstersztyk literacki. Pisze mało, sporadycznie pojawia się w antologiach, ale jej nazwisko przed tekstem to niewątpliwy znak jakości. Długo OZ kazała czekać na swoją pierwsza powieść, ale jej kolejne, coraz dłuższe opowiadania dały przedsmak temu, co nas może czekać. Lidka mnie urzekła chyba najbardziej ze zbioru i choć najdalsze jest klimatem od prozy Mastertona, to w tym przypadku jest to tylko i wyłącznie zaleta. Bo Zielińska wykreowała swój własny, wyrazisty styl i nikogo już nie musi naśladować. 
Zaułek Piotra Pocztarka to hołd dla Mastertona w dosłownym tego słowa znaczeniu. Prosta, krótka historia, doskonale oddająca klimat twórczości Brytyjczyka, nie wyróżnia się jednak niczym ciekawym w zbiorze. To nie jest zła historia. Poprawnie napisana, chwytliwa. Ale to za mało, by się wybić w zbiorze tak różnorakich tekstów. I trochę mija bez echa.
Miskamakus to opowiadanie największego prześmiewcy polskiego horroru - Krzysztofa T. Dąbrowskiego. I jest tak, jak u Krzyska zwyczajowo: dużo ironii, trochę seksu, grozy i na dodatek azteckie bóstwa. Do tego Dąbrowski zdążył już przyzwyczaić i szczerze to własnie tego się po jego historii spodobałem. Przeczytajcie, jeśli chcecie wiedzieć, jak pisał Masterton, gdyby w jego książkach było więcej humoru.
Opus magnum to kolejny tekst, w którym autor zawarł kwintesencję swojego stylu i hołd składa samej idei opowieści grozy, niźli konkretnemu autorowi. Niezmordowany orędownik ( wraz z Kazkiem Kyrczem Jr.) nurtu bizarro w naszym kraju - Dawid Kain - w tym tekście serwuje nam mroczną opowieść o poszukiwaniu artystycznego spełnienia. Proza Kaina nie jest łatwa w odbiorze, jednak warto się nad nią pochylić. Bowiem pod warstwą brzydoty i makabry kryją się trafne komentarze na temat nas samych.
Duet Cichowlas i Radecki serwuje nam coraz to nowe projekty, a swoja fascynacje horrorem lat 80-tych pokazali także w smakowitym Pradawnym złu (Replika 2014). Tutaj, w Ofiarach, mamy prostą historię czerpiącą z motywów azteckiej mitologii (Cichowlas sięgnął po nią także w Szóstej erze) oraz z wątków fascynacji faszystów mistycyzmem, który miał im pomóc wygrać wojnę. Całość dała niezły efekt. Bez fajerwerków, ale sprawnie napisane. Panowie dotarli się w kolejnych projektach i późniejsze teksty są pisane płynniej i zyskują na fabule. 
Obserwator to wieńczący antologię tekst samego Grahama Mastertona. I jest to swoista kwintesencja antologii, która tłumaczy, dlaczego tak wielu pisarzy fascynuje się tym autorem. Mocna, makabryczna historia o obsesji i szaleństwie. Historia godna samego mistrza.

Dziedzictwo Manitou to książka o tyle ważna, że przedstawia przekrój środowiska polskiej grozy. I jej kluczowych twórców, najważniejszych graczy, największe nadzieje. Jako że antologia została wydana w 2013 roku, sądzę, że dziś skład autorski mógłby wyglądać nieco inaczej...Pojawiło się ostatnio kilka interesujących nazwisk, które ja osobiście chętnie bym zobaczył w takim zbiorze. Ale niezmiennie cieszy fakt, że wielu autorów tworzy z powodzeniem dalej. 
I to chyba najważniejszy hołd dla jakiegokolwiek twórcy - widzieć, jak kolejne pokolenia twórców idą w jego ślady.




Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Replika.

Komentarze

  1. Bardzo wyczerpująco została zrecenzowana ta książka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z antologiami jest tak, że staram się spojrzeć na każdy tekst, jedno-dwa zdania o każdym z nich napisać. Antologia to mnogość autorów, często różny poziom i skrajnie różne style pisania. I wychodzą takie długie recenzje. Ale może lektura kogoś zachęci, bo dużo ciekawych tekstów mozna tu znaleźć.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz