M.J. Arlidge - Ene, due, śmierć

Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono - te słowa doskonale pasują do głównej osi fabuły nowego kryminału od Wydawnictwa Czwarta Strona - Ene, due. smierć M.J. Arlidge'a.
Psychopata w powieści porywa zawsze dwie osoby. Osoby bliskie sobie, często spowinowacone lub w pewnym stopniu od siebie zależne. I pozostawia im wybór. Jedna z nich przeżyje. Jedna uwolni ze śmiertelnej pułapki. Tylko jedną. Którą? To zależy tylko od nich. Bo w ich więzieniu zawsze czeka na nich broń. Z jedną kulą w magazynku. Kto przeżyje? Kto wybierze śmierć? Kto weźmie na siebie odpowiedzialność za odebranie życia drugiemu, w imię zachowania własnego?

Każdy kryminał opiera się tak naprawdę nie na sprawie do rozwiązania, ale na postaci detektywa. Im bardziej oryginalny, im bardziej charakterystyczny - tym większa popularność serii. Doyle, Christie, lub bardziej współcześnie Larsson czy Kallentoft - oni doskonale zdawali sobie sprawę z tej zasady, co widać po kreowanych przez nich postaciach. W tych historiach bardziej kluczowa jest osobowość samego śledczego, niż sprawa, którą prowadzi. Arlidge także zdaje się dobrze rozumieć ten schemat i kierować się nim w tworzeniu inspektor Helen Grace.
Jako, że jest to pierwsza książka z serii, niewiele dowiadujemy się o przeszłości pani inspektor. Autor serwuje nam informacje ostrożnie, nakreślając postać, której z całą pewnością daleko do pociesznej i sympatycznej panny Marple. To pracoholiczka, którą nie tylko cechuje żelazny profesjonalizm, ale też swoistą nieumiejętność nawiązywania bliższych relacji ze współpracownikami. Inni policjanci za nią nie przepadają, bo po części sama się o to stara - jest oschła, nieprzystępna -  ale po części jej zazdroszczą. Wzbudza podziw, ale i strach. Kryje też mroczne tajemnice, którymi nie chciałaby się z pewnością z nikim podzielić, jednak autor jej na to nie pozwala. Powoli, skąpo dawkuje informacje, odsłaniając mroczną przeszłość swojej bohaterki. Helen jest emocjonalnie nieprzystosowana. Nie radzi sobie z akceptacją własnej psyche, ale też własnej cielesności, co skutecznie uniemożliwia jej nawiązywanie poprawnych relacji z ludźmi. Wspomnienia z przeszłości i brak samoakceptacji próbuje tłumić maksymalnym zaangażowaniem w pracę. Pomoc innym to dla niej swoista misja i moralny obowiązek.

Sama fabuła opiera się na założeniu, że konsekwencją dokonywanego wyboru zawsze będzie przegrana. Ofiary są stawiane przed moralnym wyborem, w przypadku którego nie sposób wyjść obronna ręką. Jeśli wybierzesz broń - staniesz się - przynajmniej moralnie, we własnych oczach - mordercą. Jeśli zrezygnujesz, ryzykujesz że druga ofiara wybierze jedyną drogę do wolności, a w tym wypadku ciebie czeka śmierć. Jeśli nikt nie podejmie chorego wyzwania, to zginą obie ofiary. Z głodu, odwodnienia, wycieńczenia. Straszną, powolną śmiercią.
Nie sposób sobie wyobrazić, jak byśmy postąpili, znalazłszy się w podobnej sytuacji. Jak wspomniałem na początku - wiemy o sobie tyle, ile nas sprawdzono. Sprawdzian, jaki stawia przed swoimi ofiarami psychopata wykracza poza zdolność racjonalnej oceny. A ofiary, którym uda się wyrwać z pułapki płacą za to straszliwa cenę. Nie potrafią poradzić sobie z wyrzutami sumienia i mimo, że sami są ofiarami, czują się winni.
Arlidge stworzył elektryzującą historię i intrygującą postać. Nie dziwi więc, popularność książki oraz jej rychła, zapowiadana już ekranizacja.
Cze Helen Grace - mimo swojej emocjonalnej oschłości i mało sympatycznego wizerunku (a może własnie dzięki nim?) - podbije serca czytelników także w naszym kraju? Zapowiadana przez Czwartą Stronę kolejna powieść z inspektor Helen Grace - Powiedz panno, gdzie ty śpisz sugeruje, że Arlidge na dłużej zadomowi się na rodzimym rynku książki. I dobrze, bo popkultura lubi takich dwuznacznych, nieprzesłodzonych bohaterów.



Za egz. recenzencki dziękuję Wydawnictwu Czwarta Strona.

Komentarze

  1. "Nie oceniaj książki po okładce". A jednak! Dałam się nabrać. Nie wiem skąd wzięło się we mnie przekonanie, że powieść nie przypadnie mi do gustu.

    Uff...dobrze, że przeczytałam Twoją recenzję.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz