Jakub Ćwiek - Chłopcy 3 - Zguba

Jakub Ćwiek wraca z „Chłopcami” w najnowszym, trzecim tomie zatytułowanym „Zguba” . I robi to z wielkim hukiem, zgrzytem metalu i trzaskiem pękających kości. A potem jest jeszcze gorzej. Dla bohaterów oczywiście, nie dla czytelnika.

Powieść rozpoczyna się wypadkiem, któremu ulega odpoczywająca na wakacjach w Barcelonie Dzwoneczek. Później spirala tajemniczych i tragicznych zdarzeń zaczyna się nakręcać, bowiem cały świat, jaki znamy z wcześniejszych tomów o przygodach Chłopców zdaje się być... snem, fantasmagorią wykreowana przez pogrążony w śpiączce umysł Dzwoneczka. Która nie jest Dzwoneczkiem, a Matyldą Blaszką, współwłaścicielką Lunaparku, zupełnie zwykłą dziewczyną, nie żadną wróżką. Chłopcy są dorośli, mają rodziny i jakoś sobie radzą z życiem, choć ich życiorysy odbiegają mocno od realiów rock'n'roll-owego wzorca. 
Czy to, o czym dowiaduje się Dzwoneczek jest prawdą?
Czy Chłopcy, Piotruś Pan i cała Nibylandia to tylko wymysły, sny, majaki? Czy może jednak jest inaczej, może to tylko szelmowski plan Cienia na sprowadzenie Piotrusia do naszego świata? I jaką rolę odegra w całej historii pewien leniwy kocur?

„Zguba” to tytuł alegoryczny. Bo z jednej strony opowiada historię o zagubionej tożsamości Dzwoneczka, o utracie całego uniwersum marzeń i magii, jakim były echa Nibylandii, cały czas żyjące w duszach Chłopców. A jednocześnie pokazuje w pewien sposób, co stracili Zagubieni Chłopcy, uciekając przed dorosłością. 
Bo w tym tomie - najbardziej „dorosłym” z całej serii - ale też najbrutalniejszym, bo trudno tu szukać typowych na wcześniejszych książek żartów i gagów, Ćwiek zastanawia się, czy tak naprawdę źle jest dojrzeć, dorosnąć? I czy nie ma rzeczy, która jest tego warta?
Mocno z postacią samego autora kojarzy mi się postać Kędzierskiego. Bardzo przypomina mi on samego Kubę. Jego – akcentowana zresztą przez Ćwieka powszechnie - pochwała ojcostwa doskonale odzwierciedla się w relacjach rodziny Kędzierskich. Tata Kubusia – na swój sposób dorosłe dziecko, zafascynowane komiksami (czyli ogólnie ujmując - popkulturą) i niezrozumiany z tego względu przez partnerkę – ucieka w pisanie komiksowych scenariuszy od frustracji małżeńskiej prozaiczności, jednocześnie doskonale odnajdując dzięki swoim pasjom wspólne ścieżki dialogu z synem. Dlatego też uważam ten tom za najsmutniejszy ze wszystkich, ale też najważniejszy dla całości. Bowiem Kuba zadaje podstawowe pytanie: czy dorosłość to tak naprawdę konieczność odrzucenia wszystkiego, co fajne, zabawne, luzackie – a tym samym postrzegane, jako dziecinne? Czy może dorosłość ma aspekty piękne (jak ojcostwo), które niekoniecznie musi być pozbawione magii, tej wynikającej z realizacji swoich pasji?
Oczywiście nie obędzie się bez brutalnej, ostrej jazdy bez trzymanki. Niektórzy bohaterowie odejdą na zawsze, zakończywszy bezpowrotnie dzieciństwo, inni na nowo odnajdą zagubione ścieżki. Pojawią się nowe postacie – których nie witamy z radością, ale w końcu musiały się pojawić, a te, które znamy pokażą swoje mroczniejsze oblicza.
I znów duch Synów Anarchii unosi się nad naszymi bohaterami, w dymie palonych gum i zapachu smaru, krwi i strachu, jakim przesiąkła ta książka. Kuba nigdy nie ukrywał, że garściami czerpie z popkultury. I znana wszem i wobec jest też jego fascynacja serialem SoA. Dlatego nie dziwi, iż – tak jak serial - „Chłopcy” z każdym tomem stają się brutalniejsi, a ich przygody bardziej krwawe. Zaczynaliśmy w pierwszym tomie czytać proste, zabawne rozrywkowe historyjki, by dotrzeć do punktu, w którym dostajemy mroczną, brutalną i smutną historię zamkniętą na kartach pełnowymiarowej powieści. To przywodzi mi na myśl porównanie z „Harrym Potterem”, który też dojrzewał i doroślał z każdym tomem, a jego historia stawała się coraz mroczniejsza, a on bardziej bezwzględny i zdolny do brutalnych czynów.
Zakończenie „Zguby” jest takie, do jakiego Kuba (i seriale) nas przyzwyczaił. Nagle, gwałtownie, w najbardziej fascynującym momencie. Co czyni oczekiwanie na finałowy tom jeszcze bardziej emocjonującym i jeszcze bardziej uciążliwym. Ale warto, bo „Chłopcy” to jedna z fajniejszych serii, jakimi uraczyła nas w ostatnich latach polska popkultura. I choć niewiele zostało z tych beztroskich, zakręconych na punkcie motorów i rock'n'rolla dzieciaków z tomu pierwszego, to ewolucja, jakimi ulegli „Chłopcy” jest przemyślana i konsekwentna. I choć – pisałem już o tym w recenzji poprzedniego tomu – Kuba mnie wkurzył tym, że kazał Chłopcom wydorośleć, to nie zaprzeczę, że zrobił to w sposób nad wyraz umiejętny. Z niecierpliwością czekam na finał tej historii. Wszyscy, którzy czytali wcześniejsze książki z serii na pewno się nie zawiodą. Powieść – mimo swej brutalności, ciężaru i smutku, jaki w sobie nagromadziła – jest nadal przepełniona magią Nibylandii. I mam nadzieję, że ostatni tom umocni nas w tym przekonaniu.


Za egzemplarz do recenzji dziękuje Wydawnictwu Sine Qua Non.



Komentarze