Guillermo Del Toro i Chuck Hogan - Wirus

Długo czekałem na tę książkę.
A ściślej - na jej reedycję. Bowiem "Wirus" po raz pierwszy został wydany w Polsce w 2010 roku w Wydawnictwie Nasza Księgarnia.
Było o tej powieści głośno, recenzenci chwalili ( m.in. Bartek Paszylk z Grabarza Polskiego), zaostrzając apetyt na lekturę.
I kiedy sięgnąłem po nią w końcu - mimo koszmarnej, nijakiej okładki - zachwycił mnie nie tylko koncept fabularny, ale przede wszystkim rozmach i precyzja wykreowanego świata. Nasza Księgarnia zapowiadała wydanie kolejnych tomów, jednak nic z tego nie wyszło. Mimo, że mieli już gotowe tłumaczenie "dwójki", to prawie zerowa odsprzedaż powieści (wg fantastycznych ludzi z WNK, których dane mi było spotkać na zeszłorocznych Targach Książki w Krakowie) wstrzymali projekt.

Dopiero Wydawnictwo Zysk i S-ka w projekcie Chimaera podjęło się (i chwała im za to) kolejnej edycji. Zapewne ma na to wpływ fakt, że wkrótce będziemy mogli obejrzeć serialową superprodukcję na podstawie powieści.
W obecnym wydaniu pozostawiono tłumaczenie Anny Klingofer, ale nijaką okładkę projektu Ervina Serrano zastąpiono praca Wojtka Pawlika (który - moim skromnym zdaniem - jest najlepszy w tym temacie w naszym kraju, a może i nie tylko) i wyszedł wyśmienity efekt, dzięki któremu ponownie, a może i po raz pierwszy macie szansę poznać historię stworzoną przez duet Del Toro /Hogan.
Każdemu fanowi grozy Guillermo Del Toro raczej nie trzeba przedstawiać. Twórca takich filmów, jak Cronos, Kręgosłup diabła, czy Labirynt fauna to dzieła, które na stałe wpisały się w historię zarówno kina grozy, jak i kinematografii ogółem.
To właśnie Del Toro odpowiada w "Wirusie" za konspekt, za pomysł, za nakreślenie historii, która oszlifował -  jak nie przymierzając diament - Chuck Hogan, autor kilkunastu dobrze przyjętych powieści, m.in. Miasto złodziei. To on nadał surowemu pomysłowi formę, zamknął go w ryzach zwartej, wielowątkowej powieści.
Zachwycam się przesadnie?
A niech was cholera, jasne, że tak!. Ale uwielbiam wizjonerskie pomysły Del Toro, a  - jak się okazało w trakcie lektury - Hogan ma świetny warsztat, więc czytanie "Wirusa" to po prostu wielka przyjemność. I jest to mocno subiektywna, nerdowska opinia!
Del Toro z Hoganem stworzyli świetną, na wskroś popkulturową powieść, która miesza klasyczne motywy wampiryczne rodem z "Draculi" Brama Stokera z klimatem technothrillerów Michaela Crichtona i Scotta Siglera (Infekcja). To z jednej strony świat atakowany krwiożerczym (sic!) wirusem, a z drugiej opowieść o mitycznej walce dobra ze złem, w towarzyszeniu srebrnego oręża i łacińskich sentencji.
Autorzy stworzyli wielowymiarową, wielowątkowa opowieść czerpiącą garściami z popkultury, ale ukształtowaną w nowatorski, oryginalny i bardzo realistycznie przedstawiony świat, pełen autentycznych - chciałoby się rzec, pełnokrwistych - bohaterów.
Jak rozwinie się ta historia? Nie mam bladego pojęcia. Ale nie mogę się doczekać kontynuacji.
Wiem jedno - czytanie tej książki ponownie, po kilku latach dostarczyło mi równie wiele emocji, co za pierwszym razem.
"Wirus" to nie jest literackie arcydzieło. Autorzy nie próbują ratować świata, zbawiać go, odkrywając ważkie, filozoficzne prawdy. Nie, oni skazują świat na zagładę. Brutalnie rozszarpany łaknącymi krwi szczękami rodzących się w nim bestii.
Ale tego właśnie oczekuje się po rasowym horrorze.
Jeśli tematykę wampirów poznaliście tylko przez pryzmat "Zmierzchu", a krwiopijcy jawią się wam jak smętne, snujące się z błędnym spojrzeniem bladolice nastolatki tkwiące po uszy w stylistyce emo - koniecznie sięgnijcie po tę książkę. Pozwólcie, by prawdziwe wampiry dobrały się wam do słodkich, pulsujących krwią żył... Te prawdziwe wampiry, nie te z dobranocek...



Za egz. recenzencki dziękuję Wydawnictwu Zysk i S-ka.

I wyjątkowo pozwolę sobie zamieścić okładkę z pierwszego wydania (WNK). Abyście docenili prace Wojtka Pawlika tak, jak na to zasługuje!




Komentarze